sobota, 18 września 2010

Podsumowanie tygodnia zapoznawczego

Drogi Blogu.... Hahaha nie to było głupie :P

Zakończył się tak zwany introduction week, szkoda bo było zajebiastycznie, meaśnie i w ogóle :D Z niektórymi ludźmi już można gadać na luzie i o wszystkim (wiadomo jeszcze każdy ma problemy z mówieniem ciagle po angielsku, ale to szybko ulegnie zmianie), nie licząc ludzi z francji. Jak na razie zamknęli się w grupie i nie ma do nich dostępu, ale to też powinno ulec zmianie :D

Podoba mi sie basen tutaj, głęboki, darmowy i nie jest daleko :P więc i często człowiek sobie może pochodzić :D

Musze tu wspomnieć o wycieczce do Bruchs, czyli inaczej do Wenecji Północy :P 

To że mnie wszystko z sexsem się kojarzy przyjaciele i koledzy z Polski już wiedzą, teraz dowiedzieli się o tym koledzy z Erasmusa, może dobrze może nie :D Ja tam sie cieszę. I tak też było w Bruchs, ze wiele rzeczy kojarzyło się z wyżej wspomnianym sexem. 
Miasto, zajebiste, duże ale z mega ilością małych uliczek, więc łatwo się tam zgubić.

Powoli uczę się hiszpańskiego, może zapisze się jeszcze na francuski, więc taki trochę poliglota będzie :D

Na zakończenie tygodnia wspolnie z pozostałymi kolegami z polski musieliśmy zrobić prezentacje o hasselt, nie tylko my bo wszystkie grupy. Więc zrobiliśmy najgłupszą, najbardziej niedokończoną, najśmieszniejszą prezentację ze wszystkich jakie były pokazywane, ale pierwszego miejsca nie zajęliśmy :D Szkoda bo szanse były optymalne. 

Podoba mi się mój plan zajęć:

-Poniedziałek- Wolne

-wtorek od 14,55-21,00-

-środa- wolne

-czwartek- 12,45- 15,45

- Piątek wolne :D

To tyle jak na razie :D

niedziela, 12 września 2010

Alone...... Alone....

Harce, wycieczki, obozowych przeżyć moc..... A potem człowiek zostaje sam, gdzieś daleko, daleko od domu :D Śmieję się bo jest ok, na razie nie tęskno mi "Do Kraju tego gdzie kruszynę.....", nie zdecydowanie nie :D

Wczoraj tj. 11-09-2010 zostawiono mnie w przedalekim Hasselt, w Belgii :/ pierwsze godziny spędzone samemu w Studho (coś jak dom studenta, ale nie dom :D) przypomniały film pt. "Lśnienie" Stanleya Kubricka (Swoją drogą fajny film), ja sam (no Jack Nicholson miał żonę i syna, nie ważne) w tym pseudo Hotelu, błąkałem się po korytarzach, to zaglądając do kuchni to do pokoju zabaw, nie widziałem nikogo (nie liczę turka, dzięki któremu mam neta :D), był fun :D Nie ma co, był...

Dzień drugi, dzisiejszy.... miał być słonecznie, bezchmurnie a okazało się deszczowo i nijak :/

Wyszedłem żeby znaleźć nową szkołę, jakiś market, żeby wiedzieć na razie podstawowe rzeczy co gdzie jest, no i się dowiedziałem :D Ale kilosów jak głupi narobiłem :/ No ale cóż, bywa i tak :D